Prywatyzacja służby zdrowia wzbudza w Polsce ogromne emocje. Przeciwnicy podnoszą argument, że prywatyzacja tego sektora pozbawi opieki medycznej najuboższych. Zwolennicy przekonują, że skończą się kolejki i wielomiesięczne oczekiwanie na wizyty u specjalisty. Według nich prywatyzacja zadekretuje i tak już panującą prywatną opiekę medyczną. Dzisiaj, by bez czekania dostać się np. do dobrego ortopedy, trzeba płacić za wizytę. Pacjent nie odczuje różnicy - dowodzą zwolennicy.
Prywatyzacja w Polsce jest przedmiotem ożywionych dyskusji. Przeciwnicy zarzucają ekipom sprzedającym majątek państwowy w latach 90., że proces ten nie do końca był uczciwy, że dawna nomenklatura stworzyła układ, który pomógł ludziom władzy z minionej epoki (sprzed 1989 r.) bezboleśnie odnaleźć się w demokratycznym państwie.
Również Program Powszechnej Prywatyzacji - przygotowywany i realizowany przez rządy postpeerelowskie - jest określany jako wyprzedaż za bezcen i pole do nadużyć, których dokonywano za swoistym przyzwoleniem władzy.
Skutki prywatyzacji według oponentów tego rozwiązania (np. populistów) okazały się dla polskiego społeczeństwa fatalne. Wielu ludzi straciło pracę i wypadło na margines życia społecznego. Polska gospodarka jest w rękach zachodnich koncernów, które transferują zyski z działalności do central zlokalizowanych za granicą. Nie ma więc - twierdzą przeciwnicy - ani majątku, ani zysków.